Saranda leży nad Morzem Jońskim, naprzeciwko greckiej wyspy Korfu. W Sarandzie jest więcej hoteli na metr kwadratowy niż gdzie indziej w Albanii. Sprawia to wrażenie niesamowitego ścisku. Zatrzymaliśmy się w Sarandzie po przejechaniu górskiej drogi wiodącej z północy. Wypiliśmy dobrą kawę w kawiarni na molo z doskonałym widokiem na miasto i zatokę. Potem obejrzeliśmy Butrint i Gjirokastrę. Mieliśmy zamiar przejechać góry i zatrzymać się gdzieś na dwa dni przed Vlorą. Okazało się jednak, że dwa zabytkowe miasta, obydwa na liście Unesco, położone ponadto dość daleko od siebie, zabrały nam więcej czasu niż myśleliśmy. Było zbyt późno, byliśmy już zmęczeni, a co najważniejsze mieliśmy świadomość drogi przez góry, dlatego postanowiliśmy zanocować w Sarandzie. Bez trudu udało nam się znaleźć apartament z widokiem na morze 30 m od plaży za 50 euro. Pochodziliśmy po plaży i spędziliśmy uroczy wieczór w restauracji na świeżym powietrzu. Zachodziło pięknie słońce, fala uderzała z impetem o brzeg ( w tym miejscu betonowy) rozbłyskiwały światła na Korfu.
W Sarandzie spotkaliśmy wiele Polaków, ale nie mieliśmy jakoś ochoty na pogawędki z rodakami. Było nam dobrze w swoim towarzystwie.