Autostrady w Holandii są wszędzie i są darmowe, jednak nic nie zastąpi uroku jazdy tzw. landem, czyli zwykłymi drogami. Kolejny dzień zaczęliśmy od dotarcia do pobliskiego miasta Hoorn właśnie taką lokalną drogą. Zielone łąki z bujną trawą, której nie nadążają zjeść stada krów. Kanały większe i mniejsze przecinające te łąki, duże powierzchnie pod szkłem, zapach krowiego nawozu i pracowitość Holendrów wyrażająca się porządkiem i dbałością o każdy szczegół w otoczeniu domu, często położonego na półwyspie, otoczonego wodą, Pomost z łódką kwiaty. Tak jakby woda nie była utrapieniem, ale pożądanym dobrem.
Hoorn od rana był podekscytowany targami sztuki. Na starym rynku i przyległych ulicach artyści rozpakowywali swoje dzieła, a panie owijały specjalnie zrobionymi sweterkami uliczne latarnie. Wszyscy krzątali się by zdążyć wyeksponować swoje skarby i jak najpiękniej zaaranżować swoje stanowisko. Miało to swój urok, bo zobaczyć można było wiele, a jeszcze nie było tłoku.
Niestety nie mogliśmy czekać na otwarcie targów, ponieważ mieliśmy ambitny plan na cały dzień.