Po drodze jeszcze dwie atrakcje - malowniczy zamek Bran kreowany na zamek Drakuli, choć ten podobno nic z nim nie miał wspólnego i chłopski zamek Rasnov. Musimy wybierać. Stawiamy na Bran. Z zewnątrz prezentuje się poważnie. Posadowiony na skale, góruje nam miastem. To jeden z najpopularniejszych turystycznych obiektów w Rumunii. Świadczy o tym rozbudowany system kramów z pamiątkami i ilość turystów, która w samym zamku przekracza wszelkie dopuszczalne normy. Idzie się po wnętrzach niemal procesyjnie. W atrakcyjnych miejscach ustawia się kolejka chętnych z aparatem fotograficznym. Bran w czasie zwiedzania sprawia wrażenie dekoracji wzniesionej na potrzeby filmu.
Z żalem mijamy Rasnov, który jest na wyciągnięcie ręki tuż przy drodze. Dojeżdzamy do Braszowa, takiego rumuńskiego Krakowa. Mieszkamy w apartamencie w kamienicy 100 m od rynku. Wieczorny spacer, któremu towarzyszy lekki deszczyk pozwala nam przyjrzeć się mu z bliska. Apartament jest zabytkowy, więc oddychamy atmosferą miasta nawet w czasie snu.