Trasa:Asini-Tripoli-Tegea-Sparta-Mistra-półwysep Mani(jaskinia Glyfada i wieże mieszkalne Watia)-Asini zajęła nam cały dzień. Przejechaliśmy 478 km.
Jechaliśmy pzez mityczną Argolidę. To tu znajdowały się znane z mitologii Mykeny, Argos i Tiryns. kolejną krainą, przez którą wiedzie nasza trasa jest Arkadia. W renesansie Arkadia była uważana przez poetów za krainę wiecznego szczęścia – ziemski raj, symbol wyidealizowanej krainy spokoju, ładu, sielankowej, wiecznej szczęśliwości i beztroski.
Dalej przecinamy Lakonię. Uczono tam mówić i odpowiadać na pytania możliwie jak najkrócej dlatego taki styl nazywany jest lakonicznym sposobem mówienia.
Lakonia jest krainą górzystą, przebiega tędy pasmo gór Tajget z najwyższym szczytem o tej samej nazwie wznoszącym się 2407 m. nad poziom morza. Najdłuższą rzeką Lakonii jest przepływająca przez Spartę rzeka Eurotas. Do Lakonii należy półwysep Mani.
W Sparcie wzniesiono pomnik królowi Leonidasowi - bohaterskiemu obrońcy z Termopilskiego wąwozu. Niewiele pozostało po starożytnej Sparcie. W piekącym słońcu patrzymy na stare powykrzywiane drzewa oliwne i kamienie pamiętające czasy świetności tego miasta.
Tuż za Spartą znajduje się Mistra - ufortyfikowane miasto bizantyjskie położone na zboczach gór Tajget. Została założona przez Franków w 1205 roku. Później Mistra stała się drugim, po Konstantynopolu, pod względem ważności miastem cesarstwa, zaś pałac Wilhelma II był drugą rezydencją cesarzy bizantyjskich. W mieście odrodziła się potęga Bizancjum. Od połowy XV wieku miasto pozostawało w rękach Turków. Dwukrotnie zniszczone przez pożary w 1770 i 1825 roku. W latach 50. XX wieku z miasta wysiedlono ostatnich mieszkańców.
W roku 1989 zespół architektoniczny obejmujący fortecę, pałac, kościoły i klasztory został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Rzadko się wędruje po opuszczonych miastach. Niezwykły widok. pomyśleć, że kiedyś mieszkało tu 40 tys. ludzi. Niespotykana ilość budowli sakralnych, większość w ruinie.
Jedziemy dalej na południe. Po drodze, już na półwyspie Mani zwiedzamy jaskinię Glyfada płynąc 8 osobową łodzią. Jest bardzo dobrze oświetlona i ma bogatą szatę naciekową. Ze zgrozą patrzymy jak nasz przewodnik odpycha się wiosłem od pięknych stalaktytów. po wyjściu z jaskini znajdujemy się nad brzegiem morza. Wpatrujemy się w wody lazur.
Naszym celem tak naprawdę są jednak mieszkalne wieże na Mani - siedziby wojujących ze sobą klanów.
Półwysep Mani. Środkowy z trzech palców Peloponezu. Przekraczając magiczną linię Tajgetu, wjeżdża się w inny świat. Świat, w którym czas zatrzymał się jakieś sto lat temu. Ziemia na Mani zawsze jest bardzo uboga. Wśród suchych szarych skał rzadko kiedy pojawiają się pola uprawne.
W tej stosunkowo niedużej enklawie mieszkało kilka rodów. Od wieków rywalizowały ze sobą o ziemie, władzę i prestiż. Z czasem wojna przeszła w tradycję, prowadzona była przez ponad pięć stuleci. Zasady wojny były bardzo proste. Należało doszczętnie zniszczyć wieżę wroga i wybić "do nogi" wszystkich męskich członków klanu. Kobiety na czas wojny miały przyznaną niezależność. Na czas żniw zaprzestawano krwawej wendety i wszystkie klany wspólnie zbierały plony nieurodzajnej ziemi. Ostatnia bitwa odbyła się w 1870 roku, a do jej zakończenia potrzebna była interwencja regularnej armii.
Nieodłącznym elementem krajobrazu Mani są, oprócz skalnych wzgórz, porosłych bardzo skąpą roślinnością, wieże mieszkalne, w których bronili się Manijczycy. Im wieża była wyższa, tym większa szansa na zwycięstwo, gdyż ulubioną formą ataku było niszczenie cennego marmurowego dachu. W ciągu jednej nocy czterystu mieszkańców malutkiej wioseczki Lamii wzniosło najwyższą wieżę, aby o świcie zapewnić przewagę swojemu klanowi.
Teraz w wieżach mieszczą się pensjonaty udostępniane bogatym turystom. Nowe budynki są wznoszone w stylu sprzed lat. Poza sezonem na Mani zostają tylko starzy ludzie....