Pasmo Fruškiej Gory rozciąga się z zachodu na wschód na południowym brzegu Dunaju, od okolic miasta Vukovar do ujścia Cisy do Dunaju. Ma 78 km długości, szerokość ok. 15 km i około 500 km² powierzchni. Najwyższą wzniesieniem jest Crveni Čot (539 m n.p.m.) w środkowej części pasma.
Od XVI wieku pasmo Fruškiej Gory stanowiło ośrodek życia monastycznego serbskiej cerkwi prawosławnej. Istniało tu wtedy 35 prawosławnych monasterów. To taki serbski Athos. W czasach okupacji tureckiej klasztory fruškogorskie przechowywały serbską tradycję narodową i chroniły jej zabytki. Do dziś przetrwało 17 klasztorów. Niektóre zostały uszkodzone przez naloty NATO w ostatnich latach. Po utracie Kosova, które jest kolebka państwowości serbskiej, Fruška Gora zyskała na znaczeniu. Tutaj Serbowie modlą się w swoich osobistych intencjach a także o powrót Kosowa do Macierzy.
Jesteśmy zaskoczeni tym, że cerkwie i monastery są odrestaurowane, lśnią czystością i zachwycaja zadbaną roślinnością. Czas leczy rany, również te zadane budynkom. Jeszcze w przewodnikach wzmianki o zniszczeniach, ale w wielo przypadkach to już czas przeszły.
Udało nam się zobaczyć aż 7 klasztorów ( Ravanica, Jazak, Mała Remeta, Velika Remeta, Novo Hopovo, Stare Hopovo i Krušedol) - trochę za duża dawka, ponieważ zbiły się w mojej głowie w jeden bardzo ciekawy klasztor. Tak więc odradzam przesadę. Gdyby ktoś z czytających miał zamiar odwiedzić Frušką Gorę radzę wybrać najwyżej 3-4. To, że klasztory leżą blisko siebie i na trasie stwarza pokusę, której trudno się oprzeć. Nam to opieranie się nie wyszło. Fruška Gora jako region zaniedbana, informacja turystyczna nie istnieje, kręte drogi wśród zalesionych wzgórz tworzą labirynt, w którym można pobłądzić.
Niespodzianką dla nas było natrafienie w szczytowej części pasma na monument z czasów jugosłowiańskich w socrealistycznym stylu. Miejsce to upamiętnia poległych w czasie II wojny światowej. Kawałek dalej natrafiamy na uszkodzoną w wyniku natowskich bombardowań w 1999 r. wieżę telewizyjną.
2 noce spędzamy w miejscowości Vrdnik, która ma w nazwie dodatkowo słowo Banja, co trzeba zapewne tłumaczyć Vrdnik - Zdrój. Muszę stwierdzić jednak, ze Vrdnik był "do bani", czyli zawiódł nasze oczekiwania.
W Vrdniku są źródła termalne i lecznicze oraz reklamowany w Internecie kompleks basenów. Wybieramy się tam po powrocie z objazdu tylu świętych miejsc, by dla równowagi zadbać również o ciało. Wykupujemy bilety na 2 godziny. To co tam znajdujemy, skłania nas do szybkiego odwrotu.
Baseny zostały zbudowane w czasach marszałka Tity i najwyraźniej nie spełniają żadnych europejskich norm. Wszędzie grzyby i pleśń, a woda w basenach raczej mętna. Ludzi jednak sporo i nikomu to najwidoczniej nie przeszkadza.
Niełatwo było nam znaleźć nocleg, tylu było amatorów kuracji w tej wodzie, która mogła pomóc na reumatyzm, a zaszkodzić na co innego.
Tam, gdzie się nam podobało właściciel rozkładając ręce mówi: puno (pełno), dodaje, że od dawna wszystko przez Internet zostało zarezerwowane. Nie zostawia nas jednak bez pomocy i dzwoni do znajomej. Ta szybko się pojawia, ale nie ma 3 miejsc. Nie odchodzi jednak, tylko prowadzi nas do sąsiadów. To staruszkowie - ona 80, on 85 lat. Mają w ogrodzie domek dla 3 osób. Nasi gospodarze są przemili. Kiedy wyjeżdżamy, wychodzą na drogę i machają ręką na pożegnanie. Tak, Serbowie są niewątpliwie serdeczni.
Dziadkowie też doceniają Internet, mają swoją ofertę, dają nam przy pożegnaniu wizytówkę, bo może ktoś będzie zainteresowany...
2 noclegi dla 3 osób to 60 euro - nam się wydaje mało, ale dla nich to spory zastrzyk gotówki. Emerytura w Serbii nie jest wysoka - śr. około 200 euro. http://www.apartmani-vrdnik.com/index.html
Fruška Gora to tereny rolnicze, dużo sadów, ale wsie raczej biedne, czasami czujemy się jak w skansenie. Ale jest to dla nas, miłośników jeżdżenia po terenach, gdzie toczy się prawdziwe życie, doświadczenie bardzo ciekawe, ciekawsze od wymuskanych miejsc dla masowego turysty.