Przepływamy promem i po półgodzinnej jeździe jesteśmy w Herceg Novi. Jak zwykle pewne kłopoty z parkowaniem. Miejsce obok twierdzy Kanli kula znaleźliśmy bez trudu, gorzej było ze znalezieniem miejsca, w którym można by nabyć bilecik.
Zwiedzamy twierdzę, a właściwie podziwiamy widok na miasto i morze. Potem schodzimy schodkami do miasta i chodzimy bez planu, to tu, to tam - gdzie oczy, a raczej nogi poniosą, wchodzimy na mury, zaglądamy do cerkwi i pijemy kawę i wodę z lodem na głównym placu. Jakoś tak dziwnie się składa, że w tych warunkach otaczający świat wydaje się jeszcze piękniejszy... Ten plac to Trg Herceg Stefana z cerkwią św. Michała Archanioła z lat 1900-1910, wzniesioną w stylu serbsko-bizantyjskim.
Herceg Novi ma siedemsetletnią historię. Są tu 4 twierdze. Przypominają o tych, którzy władali miastem - Wenecjanie, Turcy, nawet Hiszpanie!
Bujna śródziemnomorska roślinność sprawia, że miasto to wydaje się być piękniejsze od innych. Po jego opuszczeniu przez kilka godzin jechaliśmy przez suche popielate góry Hercegowiny. To duży kontrast. Z tej zieloności trafić w miejsce, gdzie jak mówi legenda Panu Bogu rozsypał się worek z kamieniami to dopiero odmiana. Czy na gorsze? Nie bo nie ma miejsc nudnych i nieciekawych...