Kiedy wjeżdżamy na Bukowinę jest bardzo gorąco. Kierujemy się na Radauti (Radowce). Jesteśmy zaskoczeni tym, że droga dobra. Rumunia rozwija się błyskawicznie. Wszędzie widać hurtownie materiałów budowlanych.
Chcemy dojechać do Nowego Sołońca i zanocować w Domu Polskim.
W centrum rumuńskiej Bukowiny w kilku sąsiadujących ze sobą wioskach w trójkącie pomiędzy Radowcami, Suczawą i Gura Humorului żyją mówiący archaiczną polszczyzną potomkowie Polaków, którzy zaczęli przybywać w te rejony pod koniec XVIII w.
Jednak ani w Sołońcu, ani w Pleszy ani w Pojana Mikuli nie udaje nam się dostać noclegu. W Sołońcu jest tak dużo turystów z Polski, że nie tylko pokoje są zajęte, ale cały ogród zajmują namioty. W Pleszy nie ma kierowniczki i nie wiadomo kiedy będzie, a w Kaczyka nie udaje nam sie w ogóle odnaleźć Domu Polskiego, napotykamy tylko Rumunów mówiących po rumuńsku i nie ma mowy, żeby się porozumieć.
Postanawiamy jechać przed siebie i zanocować w jakimś pensjonacie.
Zaczynamy zwiedzanie od malowanej cerkwi w Arbore, która jest w trakcie renowacji, ale to co można tam zobaczyć robi na nas duże wrażenie.
Potem zwiedzamy żeński monastyr Suceviţa. Obok malowanej cerkwi uwagę przyciągają potężne fortyfikacje monastyru, najlepiej zachowane na całej Bukowinie. Zbudowane są na planie czworoboku (100 x 104 m), mur jest wysoki na 6 m, gruby na 3 m. W narożach murów znajdują się potężne baszty - piąta strzeże bramy. Oprócz malowideł wewnętrznych szczelnie pokrywających ściany i sklepienia, mlowidła występują na zewnątrz. Wokół rozciągają się zielone niewysokie góry. Częsty widok to konne wozy. Konie mają przy uprzęży duże czerwone wełniane pompony.
Nocleg znajdujemy bez problemu - Pensiunea Mario w Watra Moldovita - to jeden z mnóstwa pensjonatów w okolicy, całkowicie spełnia nasze oczekiwania.
Pod wieczór zwiedzamy trzeci tego dnia monastyr - Moldoviţa.