Chcieliśmy popłynąć na Hydrę. Najpierw 80 km krętymi drogami do Ermioni. Tu w porcie okazało się, że wodolot na Hydrę właśnie odpłynął, a następny będzie za 2 i pół godziny. Kupiliśmy bilety (6 euro/os.) i obejrzeliśmy to miasteczko. Potem w poszukiwaniu plaży obeszliśmy cypel z twierdzą z okresu mykeńskiego. Popływaliśmy przy skalistym brzegu, a potem delektowaliśmy się widokiem na morze i Ermioni siedząc na ławce w cieniu pinii.
Hydra to wyspa grecka w archipelagu Wysp Sarońskich. Przybywając do portu widzimy amfiteatr białych, kamiennych domków wznoszący się ponad sceną zatoki portowej. Po dziś dzień na wyspie nie ma ruchu kołowego, po wąskich uliczkach poruszać się można jedynie na własnych nogach lub na grzbiecie osiołka. Jako że Hydra jest popularnym punktem wycieczek po Grecji, w porcie skazani jesteśmy na tłumy turystów, wystarczy jednak oddalić się kilkadziesiąt metrów w głąb wyspy by nacieszyć się błogą kontemplacją miejsca z którego natchnienie czerpał Leonard Cohen.
W 1960 roku Cohen kupił na Hydrze dom za 1500 dolarów, jak mówi była to najmądrzejsza decyzja w jego życiu. W tym domu na przestrzeni lat powstała znacząca część twórczości Cohena.
Hydra ma niezwykły urok. Nikt się nie spieszy. Upał dawał się we znaki, więc postanowiliśmy kontemplować urok portu z osiołkami siedząc przy restauracyjnym stoliku. Kiedy odpoczęliśmy i pokrzepiliśmy się wyruszyliśmy na spacer po wyspie.
Wróciliśmy do Ermioni wodolotem o 20.30. Czekało nas około 80 km drogi przez góry do domu. Słońce szybko zachodziło. Droga nieznana, serpentyny, zmrok, potem całkowita ciemność rozświetlana tylko płonącymi lampkami w kapliczkach upamiętniających miejsca śmierci kierowców. Lekki dreszczyk nie opuszczał nas przez 2 godziny, bo tyle trwała ta niezwykła przeprawa.