W rejon Garmisch-Partenkirche dotarliśmy jadąc ze Schwangau przez austriackie miejscowości: Reutte, Lermoos i Ehrwald. Trasę ok. 60 km. pokonaliśmy w godzinę. Po przejechaniu niemieckiej granicy, w Grainau skręciliśmy w stronę jeziora Eibsee. Tam znajduje się obszerny parking pomiędzy stacją kolejki linowej, a dworcem, z którego można dojechać pociągiem na wysokość 2 600 m.n.p.m. Chcieliśmy wjechać pociągiem, a zjechać kolejką. Nie zdążyliśmy na pociąg o 9.30. Następny był dopiero za godzinę, więc odwróciliśmy kolejność. Kupiliśmy bilety (€ 47.00 za rundtrip) i niemal natychmiast wjeżdżaliśmy na najwyższy szczyt Niemiec. O 10.20 byliśmy już na szczycie. Silny wiatr, chłód, ale za to niemal bezchmurne niebo i przezroczyste powietrze. Mieliśmy szczęście, bo widoczność tego dnia była niewyobrażalna wręcz - 150 km. Najpierw chodziliśmy po platformach widokowych po niemieckiej, potem po austriackiej stronie. Potem mąż z córką postanowili wspiąć się na sam szczyt ze złotym krzyżem. Niby nic takiego, ale podejście było trudne, zwłaszcza, że chętnych nie brakowało. Ja w tym czasie obserwowałam zmagania moich "alpinistów" przez oszkloną ścianę kawiarni pijąc pyszną kawę. Potem trudno nam się było odnaleźć, bo budynki na szczycie są wielopoziomowe i rozłożone na dużej powierzchni. Trzeba przyznać, że ogromny twór, z dołu jest niemal niezauważalny.
Zjechaliśmy kolejką linową Gletscherbahn na Zugspitzplatt ( płaskowyż, który pozostał po niemal całkowicie stopionym lodowcu. Zimą jest tam centrum narciarskie. Ponieważ była słoneczna pogoda, a szczyt stanowił osłonę od wiatru było tam jak w raju. Rozsiadłam się wygodnie na słonecznym tarasie, delektowałam się widokiem i starałam się nieco opalić, a aktywniejsza część naszej grupy rozpoczęła penetrację okolicy. Zaczęli od najwyżej położonego w Niemczech kościoła, potem chodzili po topniejącym lodowcu. Pogoda była rewelacyjna i moglibyśmy tam zostać jeszcze dłużej, ale mieliśmy w planie jeszcze odwiedzenie wąwozu Partnachklamm, więc udaliśmy się pociągiem o 13.30 w drogę powrotną. 2/3 trasy pociąg pokonywał w wydrążonym w górze tunelu. Było to mówiąc szczerze mało porywające. Wszystkich zaczęła ogarniać senność. Potem pociąg jechał przez las. Od czasu do czasu widać było jezioro Eibsee. Jazda trwała 45 minut.