Rano wielka radość, bo góry, które wieczorem bardzo nam się podobały wyglądają jeszcze piękniej w blasku słońca. Cieszymy się każdą słoneczną chwilą.
Mieliśmy w planie jazdę w kierunku Kristiansund, ale po analizie materiałów pobranych w recepcji postanawiamy pojechać przez Litledalen, Aursjovegen i Eikesdalen. zdjęcie nr 1
Nie jesteśmy świadomi tego, co nas czeka. Asfalt wkrótce się skończył, rozpoczęła się droga szutrowa. Po uiszczeniu opłaty za przejazd w wysokości 50 NOK znaleźliśmy się na wspaniałym i dzikim szlaku.
Sam na sam z niesamowitymi widokami. Wpadamy w zachwyt. Zatrzymujemy się co chwilę i cieszymy się jak dzieci, że świeci słońce, że nikogo oprócz nas nie ma i że jest tak niewiarygodnie pięknie. Aursjovegen łagodnie wije się pośród przyozdobionych śniegiem szczytów. Jedziemy obok górskich jezior, nad brzegami których rozlokowały się liczne górskie domki, średnio około 800 metrów ponad poziomem morza. Widzimy szczyty, których nie widać, gdy jest się na dole i strumienie, które po dotarciu do krawędzi stają się wodospadami. Przed nami szeroka panorama, której nic nie przesłania. Po prawej stronie widać szczelinę, początek Eikesdalen. Cały czas ani jednej żywej duszy.
Tłuczniowa droga, po 50 kilometrach, zaprowadziła nas do Eikesdalen. Znaleźliśmy się w przepięknej górskiej dolinie. Eikesdalen to mała urokliwa osada, której główną atrakcją turystyczną jest wodospad Mardalsfossen – wys. 650 m. Mimo upału podjęliśmy próbę dotarcia do niego, ale okazało się, że jest dalej niż nam się wydawało, a że czekała nas tego dnia jeszcze długa droga, zrezygnowaliśmy.
Tu mała refleksja. Norwegowie nie wysilają się z wytyczaniem i znakowaniem szlaków. Często brakowało nam informacji o odległości i czasie dojścia do danej atrakcji.