Jedziemy do Trok. Urokliwe miejsce, położone na półwyspie. Wzdłuż głównej ulicy kolorowe drewniane domki Karaimów, pokryte eternitem (na litewskiej prowincji wszystko pokryte jest eternitem!). Parkujemy na podwórzu błękitnego domku. Jego właściciel ma prywatny mini parking i przekonał nas, że u niego bezpieczniej i taniej.
Przechodzimy mostem i słyszymy grany na akordeonie polski hymn, potem polonez Ogińskiego. Rozmawiamy z „grajkiem” (Polak) o życiu na Litwie. Sympatycznie i wzruszająco.
Zamek Witolda ma klimat. Początkowo nie mieliśmy zamiaru zwiedzać go dokładnie, ale zostajemy tam może 2 godziny. W największej komnacie spotyka nas dodatkowa atrakcja – występ chóru z Norwegii. Wspaniała akustyka, piękna muzyka przerywana opowieściami o Norwegii.
Docieramy do Wilna. Na dworcu czeka na nas Zbyszek, właściciel niedużego, ale gustownego apartamentu na starówce ( 60 euro). Odświeżamy się, jemy coś i idziemy na plac ratuszowy. Mijamy barokowy kościół pod wezwaniem Wszystkich Świętych. Słyszymy śpiew, znana melodia, wchodzimy – nabożeństwo czerwcowe po polsku. Ludzi sporo, jest paru młodych. Siadamy obok staruszki, która pięknie śpiewa. Kiedy po kilku minutach nabożeństwo się kończy ściskam się z nią i ściska mnie w gardle. Rozmawiamy chwilę. Potem jeszcze parę podobnych spotkań…
Zwiedzanie utrudnia nam remont kanalizacji na placu ratuszowym. Jest cały w głębokich wykopach. Kościół św. Ducha, katedra, wieża Giedymina, Uniwersytet wileński (niestety jest już za późno, by wejść na dziedziniec lub do kościoła św. Jana), kościół św. Anny, pomnik Mickiewicza. Padamy z nóg, więc zatrzymujemy się w ogródku restauracji z regionalnym jedzeniem „wioskowym” ( polecił nam ją Zbyszek). Odpoczywamy i mobilizujemy się do dalszego zwiedzania. Docieramy do Ostrej Bramy. Widzimy obraz w otwartym oknie, ale wejść już nie możemy, bo właśnie zamykają. Trochę po łebkach zwiedziliśmy to piękne miasto. Przydałby się dobry przewodnik, najlepiej Polak, który tu mieszka, Pascal nie jest w stanie sprostać naszym oczekiwaniom.