Zasypiam, a gdy budzę się jesteśmy w Lakselv nad pierwszym fiordem – Porsanger. Potężne góry z wodospadem. Inny świat. Zatrzymujemy się na pierwszym widokowym parkingu w Norwegii. Krajobraz robi wrażenie. Jest zimno 13 stopni C. I tak już będzie przez 10 dni, ale wtedy jeszcze o tym nie wiemy, więc żyjemy nadzieją, że będzie lepiej. Zatrzymujemy się na campingu Russenes nad Olderfiordem. Jest odpływ. Domek jak niemal wszystkie w Norwegii czerwony z białymi obwódkami okien. Jemy obiad, próbujemy zasnąć (niektórym się to udaje). Obserwujemy przypływ. O 19.oo jedziemy obserwować zachód, albo raczej jego brak na Nordkapp. Mamy do przejechania 125 km w jedną stronę. Jest to piękna droga, jedna ze wspanialszych. Góry zwietrzałe, wyglądające jak ułożone w stosiki deseczki, niezwykłe formy skalne, rumowiska, no i renifery, najpierw pojedyncze sztuki, potem coraz większe stada. Zbocza pokryte rdzawo-zielonymi dywanami z mchu. Słońce świeci, góry łagodnieją, już nie ma łupków. Wjeżdżamy w tunel, nasz pierwszy podmorski, płacimy myto po jego przejechaniu ( w drodze powrotnej jeszcze raz – razem ponad 500 NOK). Zatrzymujemy się w najdalej na północ położonym mieście – Honnigsvag. Tam w Informacji Turystycznej gawędzimy z Polką z Gdańska. Pracuje na Mageroya już piąty rok. Mijamy w centrum stadko renów.
Jedziemy przez pustkowie. Po obydwu stronach szosy jak okiem sięgnąć na łagodnych zboczach pokrytych już tylko mchami i porostami setki reniferów. Czuję się jak Mały Książę, gdy ujrzał tysiące róż.
Wjazd na Nordkapp ponad 500 NOK. Nieźle! Wjeżdżamy na ogromny parking zapełniony w 1/3. Jest bardzo zimno. Zakładamy kurtki czapki, szaliki, rękawiczki. Tak uzbrojeni brniemy w stronę globusa. Mocno się zachmurzyło. Widoki takie sobie. Ludzi nie za wiele. Postanawiamy wrócić na parking i coś zjeść. Gotujemy wodę i robimy ciepły posiłek. Wracamy, schodzimy do kaplicy i Muzeum Tajlandzkiego –wszystko kicz i komercja, robi się tłok, mnóstwo wycieczek, japońskich, niemieckich. Jest 23.30 wychodzi na chwilę słońce, robimy zdjęcia i lekko zniesmaczeni opuszczamy to dziwne zgromadzenie. Po wyjściu z budynku widzimy, że parking jest niemal pełen i ciągle podjeżdżają autokary. Jeżeli komuś nie zależy na wysłaniu kartki ze stempelkiem i na kiczowatym zdjęciu z globusem można sobie to miejsce darować, a do obserwowania słońca wybrać inne miejsce, może piękniejsze a na pewno spokojniejsze.
O 23.40 przejaśnia się, jedziemy na Kirkeporten. Stadko reniferów przechodzi leniwie obok nas. Widoki piękne, jasno, słońce wysoko. Zasypiam. Kiedy się budzę stoimy, bo przed samochodem przechodzą renifery. Na wyciągnięcie ręki widzę wspaniałe poroża. Ten moment zapamiętam na zawsze, tym bardziej, że jak się okaże później już więcej nie spotkamy się z tymi urokliwymi zwierzętami.
Jest druga, kiedy dojeżdżamy do kampingu. Idziemy spać, by rano ruszyć dalej.