W deszczu opuszczamy camp. Oysand. Wygląda na to, że będzie padało cały dzień, oby jeden!
Całkowite zachmurzenie. Widać tylko domy przy drodze. Drugiego planu i tła nie ma. Zmieniamy plany. Nie pojedziemy drogą „morsko-fiordową” tylko lądową, krótszą. Po godzinie jazdy deszcz staje się drobniejszy, temperatura spada do 11oC, nadal słaba widoczność. Za Oppdal przestaje padać, widoczność poprawia się, mgła unosi się do góry. Jedziemy przez porośnięty mchem w kolorach kremowym i ciemnozielonym płaskowyż Dovrefjell. Rozległy „plamisty” krajobraz. Dojeżdżamy do Dombas. Młodzież robi sobie zdjęcia z ogromnym trollem i zwiedza „Trollpark”. Chodzimy z mężem po centrum handlowym. Oglądam kwiaty. Stokrotka 50 NOK, czyli 25 zł. W Polsce można kupić za tyle tuzin!
Odwiedzam bogato zaopatrzoną w materiały Informację Turystyczną. Znajduję informację o Jorundgard – rekonstrukcji rodzinnego dworu Krystyny – córki Lavransa, który znajduje się w Sel. Namawiam resztę załogi, by nadłożyć drogi i pojechać 32 km doliną Gudbrandsdalen i odwiedzić Krystynę. Mają pewne opory, ale jadą. Dolina piękna. Skręcamy do Sel. Zatrzymujemy się przy kościele. Stoi przed nim Krystyna. Inaczej ją sobie wyobrażałam, a mimo to wzruszam się do łez. Jedziemy kawałek dalej, by zobaczyć Jorundgard – norweskie Soplicowo. Scenografia do filmu Liv Ullman o Krystynie, robi na mnie i na córce dobre wrażenie. Przypominają mi się fragmenty powieści. Panowie nie uczestniczą w naszym radosnym bieganiu po tym niby skansenie. Odpoczywają gdzieś w cieniu i demonstrują dystans nie tylko do kobiecej literatury, ale i do kobiecego przeżywania literackiej fikcji. Z żalem żegnam Sel, które nagrodziło nas piękną pogodą.