Pokonanie granicy polsko-białoruskiej w Kuźnicy trwało godzinę. Nie mieliśmy żadnych problemów. Przydała się znajomość rosyjskiego w wypełnianiu druczków. Osobliwością jest konieczność wykupienia urządzenia, które trzeba umieścić na przedniej szybie samochodu - służy do elektronicznego poboru opłat za korzystanie z dróg ekspresowych.
Na Białorusi nie ma autostrad, ale jest dużo szybkich dróg. Jeździ się po nich wygodnie, bo ruch samochodowy jest niewielki. To jedno z większych przeżyć - szeroka droga, niczym nie przesłonięty widok po horyzont. Daje to poczucie bezkresu i wolności, mimo że brzmi to może paradoksalnie.
Opłaty te były niewielkie, a urządzenie zwracało się przy wyjeździe.
Grodno - pierwszy nocleg nie był zaskoczeniem, bo noclegi były z Bookingu i można je było obejrzeć na zdjęciach. Zależało nam na lokalizacji - wybraliśmy apartament na ul. K. Marksa, blisko katedry. Za dwie noce zapłaciliśmy 380 zł. Apartament był duży wygodny, ładnie i nowocześnie urządzony. Minusem było jego otoczenie. Znajdował się w kamienicy, która miała ok. 150 lat i delikatnie mówiąc nie była w dobrym stanie. Na dodatek na klatce schodowej trwał remont. Dużo by opowiadać o jakości pracy ekipy...
Do Grodna przyjechaliśmy w sobotę przed południem, bo z Czarnej Białostockiej mieliśmy do przejechania zaledwie 60 km.
W niedzielę rano spotkaliśmy się z przewodnikiem - Ryhorem Budzko (gdyby ktoś szukał przewodnika - jest na Facebooku) i pojechaliśmy z nim do Bohatyrowicz nad Niemen - 48 km. Potem zwiedzaliśmy razem Grodno - kościół franciszkanów, cerkiew św. Borysa i Gleba tzw. Kołoża, wielka synagogę w Grodnie. Najcenniejsze dla nas były rozmowy z Grzegorzem, który był jedynym spotkanym człowiekiem, który miał krytyczny stosunek do białoruskiej rzeczywistości, a może jedynym, który miał odwagę wyrażać głośno swoje zdanie.
Z wykształcenia historyk specjalista od historii terroryzmu, odszedł z uniwersytetu solidaryzując się ze zwolnionym profesorem.
Ryhor opowiadał nam wiele ciekawostek, np. o tym, jak mieszkańcy Grodna szanowali Elizę Orzeszkową. Kiedy była chora wyścielili ulice słomą, aby stłumić hałas przejeżdżających wozów konnych. Mówił nam o wyburzeniach z czasów komunizmu. Socrealistyczne pojmowanie piękna wymagało ogromnych placów, żeby m.in. z dala był widoczny pomnik Lenina.
W niedzielę wieczorem wybraliśmy się na mszę do katedry. Z trudem znaleźliśmy wolne miejsce w ławkach. Nabożeństwo odbywało się w języku polskim, a kościół był wypełniony po brzegi rodakami. Niesamowite przeżycie.
1/4 mieszkańców Grodna to Polacy.