Oldedalen - to było miejsce, które mnie zauroczyło 8 lat temu, Żal mi było odjeżdżać. Kiedy zaczęłam planować trasę zaczęłam od tego miejsca. Niestety przy deszczowej pogodzie dolina wyglądała ponuro i nawet turkusowe wody jeziora na nic się zdały.
Wieczorem na chwile przestało padać, więc wyruszyliśmy na spacer wzdłuż jeziora. Jednak wkrótce dość intensywny deszcz zmusił nas do odwrotu. Na szczęście domek był przestronny i było w nim ogrzewanie, więc wysuszyliśmy kurtki i buty bez problemu.
Następnego dnia było nadal pochmurno, spomiędzy chmur wyglądały przypruszone świeżym śniegiem szczyty gór.
Postanowiliśmy pojechać do końca doliny, licząc, że w międzyczasie poprawi się widoczność. Dojechaliśmy do parkingu, na którym zaczyna się szlak na lodowiec Briksdalbreen i w zasadzie przez przypadek postanowiliśmy dotrzeć do lodowca jeszcze raz. Było tam już mnóstwo turystów, głównie Japończyków, czy Koreańczyków, których autokary przywiozły z zacumowanego w Olden olbrzymiego statku.
Ja zafundowałam sobie przejazd meleksem. W trakcie marszu/jazdy znów zaczęło padać.
Dopiero pod koniec pobytu pod lodowcem na niebie pojawiły się skrawki błękitu.
Zauważyliśmy, że lodowiec od 2008 r. skurczył się znacznie. Dla porównania zdjęcie z 2008 r.
Po powrocie spod lodowca w drodze do Olden dolina wyglądała już znacznie lepiej. Zatrzymywaliśmy się kilka razy, by nacieszyć się pięknym widokiem.