Bez żalu opuściliśmy Costa Brava i żądni nowych wrażeń skierowaliśmy się via Saragossa na Madryt. W Saragossie przejeżdżamy przez niemal całkowicie wyschnięte koryto rzeki Ebro (podobnie było w Toledo, gdzie rzeka Tag wyglądała żałośnie i w Kordobie z Guadalquivir).
Po przejechaniu 750 km wjeżdżamy do Madrytu. Miasto robi na nas bardzo dobre wrażenie. Naszym celem głównym jest Muzeum Prado - jedno z najważniejszych i najbogatszych muzeów na świecie. Zbiory obejmują dzieła z kolekcji królewskiej, zbierane od XVI do XIX wieku. Można tu znaleźć dzieła artystów takich jak: El Greco, Ribera, Zurbarán, Murillo, Velazquez (50 dzieł), Goya (ponad 140 obrazów). Niezwykle cenne są też obrazy flamandzkie -m.in. Rogera van der Weydena, Boscha, Hansa Memlinga.
Mieliśmy spory problem z zaparkowaniem samochodu. Starczyło nam jeszcze tylko czasu, żeby dotrzeć na skąpany w promieniach słońca Plaza Mayor, pospacerować uliczkami i odnaleźć na podziemnym wielopiętrowym parkingu samochód.
Kiedy to nam się w końcu udało ruszyliśmy do podmiejskiej miejscowości Villaviciosa de Odon na południu Madrytu. Cała ta miejscowość zabudowana była niemal identycznymi luksusowymi domami szeregowymi. Była dość rozległa. Jeździliśmy w kółko po licznych rondach i w żaden sposób nie mogliśmy trafić na kamping Arco Iris. Zatrzymywaliśmy się kilka razy, ale napotkani przechodnie nie znali angielskiego. Po godzinie bezowocnego kręcenia się w tym nowoczesnym labiryncie, znalazł się ktoś, kto narysował nam mapkę i dotarliśmy. Na szczęście czekał na nas nowy wygodny drewniany domek.