Zaraz następnego dnia po przyjeździe na Costa del Sol wybralismy sie do Gibraltaru. Wycieczka zapowiadała się interesująco. Mieliśmy do przejechania tylko 75 km.
Gibraltar to od 1830 r. terytorium zależne Wielkiej Brytanii. Enklawa położona jest na południowo zachodnim wybrzeżu Hiszpanii. W starożytności Skała Gibraltarska uważana była za jeden ze Słupów Heraklesa. Obecnie pozostaje przedmiotem sporu pomiędzy Wielką Brytanią a Hiszpanią.
Naczytaliśmy sie w przewodnikach o problemach z parkowaniem, dlatego pozostawiliśmy samochód w linea de Conception na niestrzezonym parkingu wzdłuż ulicy prowadzącej do przejścia granicznego.
Wjeżdżając do Gibraltaru od strony lądu przechodzi się przez około trzystumetrowy pas byłej strefy neutralnej. Po przekroczeniu granicy mija się dworzec lotniczy i przecina pas startowy usytuowany w poprzek ulicy. Droga przebiega po płycie lotniska. Gdy ma startować lub lądować samolot drogę zamykają szlabany dokładnie takie same jak na przejazdach kolejowych (jest to najprawdopodobniej jedyny taki przypadek na świecie). Pas startowy długości 2000 m wchodzi na ok. 1 km w głąb Zatoki Gibraltarskiej.
Po przebyciu kilkuset metrów dotarliśmy się do miasta, którego główna ulica Main Street jest jednym wielkim pasażem handlowym. Znajduje się tu wiele sklepów z tanimi rzeczami, gdyż Gibraltar jest strefą wolnocłową. Porządku w mieście pilnują typowi brytyjscy bobbis. Z granicy do centrum można dostać się też autobusem, oczywiście piętrowym. Miasto nie posiada wielu zabytków, najstarszym jest Wieża Hołdu będąca pozostałością zamku Maurów.
Kierując się dalej na południe, przy końcu Main Street, dotarliśmy do kolejki linowej, którą dotarliśmy na szczyt Skały (The Rock). Od zachodu porośnięta jest "lasem" składającym się głównie z sosny kamienistej i dzikiej oliwki, a od wschodu gwałtownie spada do morza. Gdyby nie ta skała, pewnie nie byłoby tu żadnego miasta, to dzięki jej walorom obronnym interesowano się tym terenem. W skale znajduje się ok. 48 km korytarzy (więcej niż długość dróg na powierzchni) wydrążonych głównie w czasie Drugiej Wojny Światowej. Kilka godzin spacerowaliśmy po skale podziwiając roztaczający sie widok i obserwując małpy berberyjskie, które są największą ciekawostką. Są to jedyne dziko żyjące małpy w Europie. Pochodzenie ich nie zostało wyjaśnione. Najprawdopodobniej zostały przywiezione przez Maurów, a po wygnaniu ich z Hiszpanii pozostawione bez opieki zdziczały. Miejscowa legenda głosi, że Anglicy pozostaną w Gibraltarze dopóty, dopóki będą żyły tam małpy. Małpy są przyzwyczajone do ludzi, zazwyczaj nic sobie z nich nie robią, bywają też złośliwe i wyrządzają wiele szkód. Obserowaliśmy je na tarasie restauracji. Skakały po stołach i próbowały przechytrzyć strażnika i wedrzeć się do wnętrza lokalu. Chwila nieuwagi i małpa wylądowała na moich plecach.
Z najwyższego punktu skały rozciąga się wspaniały widok na Cieśninę Gibraltarską, Afrykę oddaloną tylko o 25 km, Morze Śródziemne i hiszpańskie wybrzeże.
Najdalej na południe wysuniętym punktem Gibraltaru jest Przylądek Europa, na którym znajduje się latarnia morska. Biegną stąd dwie drogi - jedna do miasta, druga na wschodnią stronę półwyspu.
Po opuszczeniu Gibraltaru czekała nas niemiła niespodzianka - szyba samochodu została zbita i skradzione zostało radio. Syn sprowadził policjanta, który kazał nam jechać na komisariat. Tam jak u nas dużo czekania, dużo tłumaczenia, a mało pożytku. Akurat żaden z policjantów nie mówił biegle po angielsku. Protokół został spisany w Madrycie w trakcie rozmowy telefonicznej i przesłany faksem do Marbelli. Musieliśmy jechać bez szyby i tam następnego dnia podpisać protokół i wstawić szybę. Żałowaliśmy potem, że wogóle zgłaszaliśmy sprawę na policji, bo i tak przyszło nam ponieść wszystkie koszty, straciliśmy tylko dużo czasu.