Siirt włączyłam do planu podróży jako ostatnie, bo zobaczyłam w Internecie powalający widok z Rasil Hacar. W tym wschodnim mieście na Bookingu nie ma żadnego hotelu, co świadczy o tym, że mało kto tam dociera.
Była niedziela. Na obydwu punktach widokowych nad płynącą w skalnym wąwozie rzeką Botan, która jest dopływem rzeki Tygrys, biwakowało wiele tureckich rodzin.
Na punkcie widokowym Rasil Hacar jest prowadzona przez Kurdów kawiarnia dosłownie zawieszona nad brzegiem kanionu. Zostaliśmy tam bardzo gościnnie potraktowani, kiedy szef, dowiedział się, że jesteśmy turystami z Polski.
Zwiedziliśmy też Ulu Camii z 1129 r. n.e. Zależało mi, żeby zobaczyć przede wszystkim minaret zbudowany w technice stosowanej w Iranie i Turkiestanie. Ponieważ byliśmy jedynymi turystami znów zetknęliśmy się z dużą serdecznością. Strażnik/opiekun meczetu zachęcał mnie do wejścia, przyniósł mnóstwo chust do wyboru i zaoferował zrobienie zdjęcia. Wokół meczetu było bardzo czysto.
W sąsiedztwie natomiast wyburzono część dzielnicy, tak że było rozległe kwadratowe rumowisko. Niestety nie wiemy, czy było to działanie w celu utworzenia jakiegoś centralnego placu, bo miasto zdawało się takiego nie mieć i w centrum były bardzo wąskie ulice i praktycznie brak miejsc postojowych.
A może był to efekt trzęsienia ziemi?