Od wielu lat marzyłam, żeby zobaczyć Midyat. Zauroczyło mnie to miejsce, kiedy oglądałam turecki serial "Hercai".
W konaku, w którym mieszkała filmowa bohaterka Reyhan mieści się obecnie hotel Hercai dostępny na Bookingu.
Udało mi się zarezerwować tam pokój.
Zaskoczeniem dla mnie było to, że wielokrotnie filmowane obiekty były tak samo piękne w realu, ale tych bogato rzeźbionych w kamieniu budowli było stosunkowo mało.
Postanowiliśmy więc nie wychodzić poza magiczną starówkę i większość czasu spędziliśmy w konaku filmowej rodziny Şadoğlu.
Delektowaliśmy się widokami wewnątrz i na zewnątrz, smakowaliśmy różne dania, bo w hotelu jest także restauracja.
Budynek był udostępniony do zwiedzania, więc siedząc na tarasie i popijając kawę i Reyhan Şerbeti obserwowaliśmy tureckich turystów.
Po wspaniałym śniadaniu udaliśmy się na południe, w kierunku klasztoru Mor Gabriel. Zwiedzaliśmy go z przewodnikiem mówiącym po turecku. Niestety znów musieliśmy polegać na swojej wiedzy z Internetu.
Później skierowaliśmy się dalej na południe, bo chcieliśmy jechać jak najbliżej granicy z Syrią. Po drodze zatrzymaliśmy się w Mağaraköy, żeby obejrzeć cmentarz jezydów.
Było bardzo gorąco, w okolicy cmentarza leżało dużo psów, które nie reagowały na nas, na szczęście. Zawsze zastanawia mnie, dlaczego w Turcji te psy są takie apatyczne.
Potem jechaliśmy wzdłuż granicy z Syrią. Na całej jej długości jest mur. Wjechaliśmy też do miasta Nusaybin, które znajduje się najbliżej granicy, jest nią otoczone z trzech stron, w zasadzie wcina się w głąb Syrii. Jest to stosunkowo duże, bo ok. 90 tys. miasto. Ma bogatą historię, ale nie planowaliśmy zwiedzania, więc pokręciliśmy się po centrum i pognaliśmy dalej poprzez równinę Mezopotamii w kierunku innego starożytnego miasta Dara.