To było wspaniałe przeżycie! Płynęliśmy wodolotem do Kazania, stolicy Republiki Tatarskiej. Wołga zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wszystkie rzeki polskie wydały mi się strumykami. Wołga była miejscami tak szeroka, że nie było widać brzegów. No i miała jeden brzeg płaski, a drugi wysoki, bardzo stromy.
Kazań w odróżnieniu od Uljanowska miał wiele atrakcji. Jednak program nie był napięty i każdy mógł realizować swoje plany nie przeszkadzając innym. Mój kolega z roku prosił mnie o przekazanie jakiejś paczki znajomej. Była to Tatarka Liliana. Odszukałam jej adres i spędziłam u nich wieczór. Utkwiła mi w pamięci serdeczność i zupa podobna do rosołu, do której tuż przed podaniem dodawano dużo majonezu. Liliana poświęciła mi dużo czasu. Towarzyszyła mojej grupie przez dwa dni.
W Kazaniu po raz pierwszy byłam na prawosławnej mszy św. w cerkwi. Niezapomniane wrażenie. Pamiętam też, że byliśmy w Kazaniu w cyrku. Rosjanie kochali cyrk. W większych miastach cyrk był budowlą stałą, nie namiotem. Siedzieliśmy w loży i zaszła jakaś pomyłka. Ktoś poinformował artystów, że jesteśmy jakąś ważną delegacją i wszelkie atrakcje cyrkowe z udziałem widowni były przez nas obsadzone. To było i śmieszne i straszne zarazem. Wąż na szyi, klaun, który usiadł mi na kolanach, to tylko niektóre z atrakcji. Te akurat przytrafiły się mnie. Wszystko przebiła jednak tresura hipopotamów. Jedyne co umiały, to wejść przednimi nogami na brzeg areny i w ten sposób zatoczyć koło. Opluły wszystkich siedzących w loży.