Przez Wiedeń, Lublanę dotarliśmy do Poreca ok. 15.00. Było tak gorąco, że miało się wrażenie, że żar wpycha nas z powrotem do klimatyzowanego wnętrza samochodu. Spojrzałam na czerwonawą, wyschniętą, popękaną ziemię i zrozumiałam, że znaleźliśmy się w innym świecie. Apartament w willi Elda mieścił się na parterze. Był chłodny, wygodny i piękny. Na tydzień stał się naszym domem. Na kamienistą plażę było około 400 m. Z powodu straszliwych upałów wydawało mi się bardzo daleko. Wszystkie sąsiednie uliczki były zabudowane pięknymi domami z myślą o turystach. Nie mogłam się napatrzeć na niespotykane u nas pnącza i kwitnące przepięknie krzewy. Dbałość o zieleń i otoczenie domów nie miała z sobą równych. Później we Włoszech i w Grecji często wspominałam to pierwsze zetknięcie ze śródziemnomorską roślinnością. Chorwacja pozostawała niedościgniona w zieleni i czystości wody.
Wieczorem wzdłuż kamienistego brzegu morza dotarliśmy na półwysep, na którym mieści się stare miasto, z ciasno zabudowanymi, wąskimi uliczkami wyłożonymi dużymi, błyszczącymi, kamieniami. Znaleźć tu można ruiny budowli rzymskich, pałace weneckie, wieże średniowieczne oraz bazylikę św. Eufrazego zbudowaną w IV-VI wieku w stylu romańskim. Właśnie w tej zabytkowej bazylice wzięliśmy udział w wieczornej mszy św.